Apostolat czasów Apokalipsy



Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, jak by to było zostać apostołem w czasach Chrystusa? I czy gdyby Wam to zaproponowano, rzucilibyście wszystko i poświęcili tej misji?
Determinacja, wiara w ideały, wiara w ludzi, cierpliwość, wytrwałość oraz konsekwencja. Takie cechy z pewnością są niezbędne do właściwej pracy apostolskiej, czy wtedy, dwa tysiące lat temu, czy dzisiaj. Nie zrażanie się niepowodzeniami, nie poddawanie powszechnie panującym niekoniecznie dobrym zwyczajom oraz wiara, że to, o czym mówimy i robimy jest właściwe, chociaż bywa i wyśmiewane przez otoczenie. Oto dodatkowe problemy, na jakie napotykają osoby związane z chrześcijaństwem.


Autor książki nazywa obecne czasy, czasem Apokalipsy. Oczywiście robi to nie tylko na podstawie swoich obserwacji, bowiem coraz częściej takie właśnie określenie zbliżającej się ostateczności pada w różnych kręgach. Ciekawostką  z życia samego autora jest to, że wcale nie był od urodzenia osobą wierzącą w Boga, a już na pewno nie był katolikiem. Sam o sobie mówi, że jest "katolikiem żydowskiego pochodzenia z arabskim nazwiskiem". Chrzest przyjął dopiero w wieku dwudziestu siedmiu lat, kiedy to nawrócił się, po wcześniejszych epizodach bycia anarchistą i wojującym ateistą.
Już taka historia życia pisarza, skłania mnie do zapoznania się z jego książką. I chociaż ta, napisana jest chwilami dość trudnym językiem, zawierającym filozoficzne stwierdzenia i sformułowania, do których zrozumienia potrzebowałabym specjalnych słowników, to nie zrażona trudnościami rozpoczęłam tę przygodę. I nie żałuję, bo po kilku rozdziałach, zapoznaniu na bieżąco z przypisami,  chwyciłam bakcyla i zagłębiłam się w przemyśleniach, wynikających z obserwacji współczesnej nam codzienności.
I oto mniej więcej w połowie, trafiłam na słowa :
"Czas, w którym żyjemy, daje nam znaki, zaś Ewangelia pozwala nam odczytać ich znaczenie". A chwilę później dotarło do mnie że znakiem dzisiejszych czasów nie jest ideologia, a technologia. Oczywiste, bo otacza nas zewsząd, ale rzeczywiście ideały sięgnęły bruku (przytaczając słynne słowa) i o tym warto pomyśleć. 
Kiedy autor mówi o buddyźmie jako o technice medytacji, to nagle wyjaśnia się popularność tych nauk wśród niektórych grup społecznych, tak bardzo zależnych od technologii. Zresztą jako przykład podaje korporacyjne miasteczko, w którym wprawdzie kościoła nie znajdziemy, ale już salę poświęconą zen, jak najbardziej.

Następny przykład ogromnej wiary w naukę, nadchodzi z biotechnologią, sprowadzającą ciało człowieka do pewnej sumy funkcji, którymi można manipulować.

A co z wszechobecnymi mediami i ich wpływem na społeczeństwo? Jest mnóstwo i o tym problemie. Autor swoje obawy wyraża między innymi w słowach:  "...Tym sposobem zamiast czyjejś autentycznej obecności będziemy mieli transmisję danych, zamiast ciała drugiego człowieka - jego wirtualny obraz, zamiast twarzy - internetowy profil..."
I stwierdzenie, które urzekło mnie w swojej bezpośredniości i odwadze:(zwłaszcza, jak na naukowca, ale pewnie i z jego doświadczeniem przebywania w tym środowisku):
"...łaska Boża spływa na nas wówczas, gdy po prostu jesteśmy bezinteresownie przy drugim człowieku (...), gdy zwyczajnie jesteśmy razem, gdy nie musimy nawet patrzeć na przyjaciela, tylko po prostu przy nim trwamy, z czystą radością, że jest (na marginesie wspomnijmy, że zdolność tę w większym stopniu posiadają dzieci z zespołem Downa niż utytułowani naukowcy..."

Jest i kolejne dosadne stwierdzenie: "Im więcej technologii, tym więcej brutalności". A to może już wzbudzić wielkie obawy, zwłaszcza o młodzież, 

Piękne, proste rozwiązania, które znajdziemy w tym tekście, to głównie pochwała zwyczajnego życia. Takiego, jakie od wieków prowadzili ludzie. Praca, fizyczne zmęczenie, codzienne czynności uczące wytrwałości. Co więcej, autor przypomina, że właśnie praca z "fizycznymi narzędziami" uczy cierpliwości i pokory, a osiąganie nawet największych, spektakularnych sukcesów za pomocą klawiatury prowadzi raczej do wzrostu impulsywności. Jako mocno negatywne skojarzenie podaje nam łatwość, z jaką można osiągnąć swój cel naciskając również spust broni lub guzik detonatora w aktach terroryzmu. 

Wielkość rozumu. Oto klucz, który podaje autor, za Ojcem Świętym Benedyktem XVI. W przeciwieństwie do kultu emocji, który rozum ludzki sprowadza wyłącznie do umiejętności korzystania z urządzeń technologicznych oraz do pozbawionego uczuć zarządzania.A przecież nasz rozum nie jest wyłącznie narzędziem do liczenia, ale ma służyć do międzyludzkiego dialogu  oraz kreatywności.

Podsumowując cele dzisiejszego apostolatu, jakie odebrałam czytając tę publikację; są nimi głównie pokazanie, jak powinien żyć człowiek, przez duże "C" oraz przypomnienie, że świat to ten, który od wieków istnieje. Dotykowy, naturalny. Ten z fizyczną pracą, podziwem i pokorą wobec natury. Pięknem przyrody i ludźmi, żyjącymi w zgodzie z nią,  a nie próbującymi podporządkować ją sobie i swoim potrzebom, niszcząc przy okazji to, co dobre.

Doskonałą zdaje się być dewiza benedyktyńska ora et labora, którą to autor poszerza o pewne przykłady, jakie warto podsuwać zwłaszcza młodym ludziom, uzależnionym od świata wirtualnego. Praca fizyczna, gra na instrumencie, czy nawet uprawianie warzywniaka, bo jak zwraca uwagę, może wkrótce  dojść do kuriozalnych sytuacji, w której łatwość dostępu do wszystkiego sprawi, że młodzi będą sądzić, iż żywność i cała reszta pojawia się na tej ziemi za sprawą czarodziejskiej różdżki albo inaczej mówiąc magicznego przycisku na tablecie/smartfonie. 
Tymczasem to właśnie konkretne trudności, jakie stawia przed nami praca i życie w rzeczywistym świecie uczą i wytrwałości, cierpliwości i są najlepszym lekarstwem przeciw ułudzie wirtualnego świata. 
A na koniec
" Współczesny świat coraz częściej jest uważany nie za konstelację twarzy, z którym każda jest jedyna i niepowtarzalna, lecz za wręcz bezosobową masę, którą trzeba urobić, lub klientelę, na której można zarobić"
"Zadaniem apostołów naszych czasów nie jest już dokonywanie spektakularnych cudów, lecz przypominanie prawd najbardziej oczywistych...(...), które okazuje się trudniejsze niż przyswojenie skomplikowanej wiedzy naukowej... "  
O czym mowa? Przeczytajcie i przekazujcie dalej, bo inaczej zaginiemy w natłoku bezsensu wirtualnego przekazu i podmiotowego traktowania człowieka.
Brońmy się, póki jeszcze mamy świadomość tego, co się wokół dzieje, bowiem kolejne pokolenia mogą tę wiedzę zupełnie utracić...


Niekoniecznie/ Warto dać szansę / Polecam/ Polecam jak najbardziej:)
                                                                                                          
Tytuł: Apostolat czasów Apokalipsy  Autor: Fabrice Hadjadj  ;Wydawnictwo PROMIC. Oprawa miękka. 74 strony.

Komentarze

  1. Piękna, wyczerpująca recenzja.. jak zwykle zresztą. Co prawda tym razem nie moja tematyka ale potrafisz skutecznie przekonywać. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i wzajemnie! :) Jeśli ktoś nie ma i tak ochoty przeczytać, to najważniejsze próbuję zostawić tutaj, by choć namiastka ważnych treści została w eterze ;)

      Usuń
  2. Całkiem smerfna recenzja, mimo, że chyba za książkę bym się nie złapała :)

    Pozdrowienia!
    rozchelstanaowca.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję Smerfetko! :) Nawet, jeśli nie weźmiesz do ręki, to już parę ważnych cytatów z niej znasz :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta książka jest bardzo fajna i bardzo lubię ją czytać. Podarowałam tą książkę mojej babci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nastały czasy, w kórych coraz chętniej sięgamy po takie lektury, gdzie znajdziemy choć trochę wyjaśnienia i wskazówek...

      Usuń

Prześlij komentarz