Po raz pierwszy mam mieszane uczucie wobec polecania książki promującej sposoby nauczania i wychowywania dzieci metodą Montessori. Nie są to jednak wątpliwości co do samej metody, ale zwyczajny smutek, że jako rodzice nie jesteśmy w stanie zapewnić wszystkim naszym pociechom takiej szkoły, jaką "wymyśliła" Maria Montessori! I wiem, że podobnie odbierze ją wielu czytelników, posiadających dzieci...
Oczywiście to tylko początkowe wrażenie i na pewno warto mieć ten "podręcznik" w domu (podobnie, jak opisywane już przeze mnie Metoda Montessori do 3 roku życia oraz Metoda Montessori na cztery pory roku), bo to, czego się dowiemy po pierwsze udowodni, że myślimy właściwie, kiedy proponujemy naszemu dziecku bardziej globalne spojrzenie na naukę i przedmioty szkolne, a po drugie każda mama i tata odnajdzie w książce kilkadziesiąt różnorodnych podpowiedzi,w jaki sposób urozmaicić proces nauczania, ulepszyć i nadać mu naprawdę fascynujący wymiar.
Szkoda, że nie można by wprowadzić tak świetnych pomysłów do ogólnie obowiązującego programu. Trochę się zmieniło w szkołach w ciągu ostatnich lat, ale jeszcze nadal nie jest tak, jak mogłoby być....
No cóż, przechodząc do treści tej książki, pierwsze i naczelne, powtarzające się powiedzenie Marii Montessori, towarzyszy nam i przyświeca, jako najważniejsze:
"Dziecko nie jest wazą, którą napełniamy, ale źródłem, któremu pozwalamy wytrysnąć", dlatego warto wiedzieć, że na przykład to "nie my nauczyliśmy dziecko czytać", ale "ułatwiliśmy mu naukę czytania". Proste i oczywiste, ale dopiero, gdy się nad tym dokładnie zastanowić, bowiem większość nauczanych w szkole przedmiotów, podobnych jest do tej wlewanej do waz zupy, która przecież nie każdemu tak samo smakuje, dlaczego więc muszą jeść ją wszyscy w jednakowych porcjach??
Zaskakujące zdanie o świecie fantazji, trochę mi namieszało w podejściu to tematu Świętego Mikołaja, krasnoludków, wróżek zębuszek itp. Okazuje się, że tutaj Maria Montessori ma zupełnie odmienne poglądy, nazywając je "zakłóceniem postrzegania rzeczywistości"...Temat chyba wywołuje niejedną dyskusję wśród rodziców, ale i daje mi do myślenia.
Następnym punktem spornym w porównywaniu nauki w szkołach i metody Montessori jest z pewnością proponowane przez znaną nauczycielkę "unikanie stresu...i nagród". I jeśli to pierwsze jest dla mnie oczywiste, tak drugie zaskakuje, bo ponoć może rozczarować. I znów mam wielki szacunek dla autorki za wywołanie we mnie dodatkowej funkcji myślenia o nagrodzie, jako czymś niespecjalnie pozytywnym, a wręcz demotywującym.
Niezmiernie zafascynowało mnie kompleksowe podejście do przedmiotów szkolnych. Bez drobiazgowego i zupełnie oderwanego od rzeczywistości wkuwania na pamięć, poznawanie świata w całości, czyli jak czytamy w przypadku nauczania historii: "Nie interesujemy się wyłącznie królami, wojnami i datami. Wspominamy także o nieznanych ludziach, anonimowych bohaterach, próbujemy wyobrazić sobie codzienne życie kobiet i mężczyzn z wymarłych lub odległych cywilizacji, aby zobaczyć życie ich oczyma. (...) Nie wyklucza to oczywiście przyjrzenia się konkretnym postaciom, okresom lub wydarzeniom o szczególnym znaczeniu"
Równie ciekawie i "całościowo" można mówić o jednym, małym ziemniaku, rodzajach jego uprawy, budowie rośliny, połączonych z tym historiach żeglarzy, odkrywcach, a także użyciu go w kuchni czy medycynie, aktywizując i angażując w opowieść także dzieci. "Ustalenie relacji między rzeczami, to przekazywanie wiedzy (...) Gdy najdrobniejsze detale zostaną przedstawione jako część większej całości, staną się interesujące."
W taki sposób poznajemy metodę, która święci triumfy i bije rekordy popularności na całym świecie. Po lekturze tej książki, nowo powstające szkoły Montessori nikomu nie będą kojarzyć się z czymś egzotycznym albo dziwnym, ale wręcz najlepszym, co mogło zdarzyć się w okolicy. I gdyby to tylko było możliwe, pewnie większość czytelników poradnika od razu zapisałaby tam swoje dzieci. Ja na pewno!
Na razie korzystając z tej świetnie przygotowanej książki, możemy postarać się wprowadzić wiele z proponowanych zasad w dodatkowym, domowym nauczaniu i życiu rodzinnym, które można dzięki nim niezwykle wzbogacić. Choćby przez proponowany sposób spędzania wolnego czasu, aktywności społecznych, rozrywek, poznawania sztuki, kultury, sportu czy języków. Konkretne przykłady i wzory pomogą też w tradycyjnej nauce, prowadzonej w szkołach.
Najważniejsze, by zapobiec pewnym niepożądanym skutkom, o których dowiadujemy się z poniższego cytatu:
"Trzeba znaleźć złoty środek. Jeśli dziecko ma rozległą wiedzę, ale za cenę niechęci do pracy, bo zdobycie jej kosztowało je tak dużo, że nie zamierza nigdy więcej otworzyć książki, o ile nie zostanie do tego przymuszone, to znaczy, że przegapiliśmy podstawowe rzeczy. Lepiej dla niego byłoby gdyby wiedziało mniej, ale lubiło się uczyć i kontynuowało naukę przez całe życie. (...) Żaden naukowiec nie dokonał wielkich odkryć, opierając się wyłącznie na wiedzy zdobytej do 12 roku życia. To dziecięca zdolność zachwytu i apetyt na badania, jeśli zostaną zachowane po 12 roku życia, dodają skrzydeł i popychają do innowacyjnych rozwiązań i dają szansę na robienie wielkich postępów."
Niekoniecznie/ Warto dać szansę / Polecam/ Polecam jak najbardziej:)
Tytuł: Metoda Montessori od 6 do 12 lat Autor: Ch.Poussin, H.Roche, N.Hamidi
Wydawnictwo: RM oprawa miękka. 210 stron.
Jako psycholog chętnie przeczytam. 😊
OdpowiedzUsuńPolecam :)
Usuń