Przepraszam... bo ja pierwszy raz

 

Pobyt w sanatorium to coś, czego nie znam ze swojego doświadczenia, ale właśnie stałam się niemal ekspertem w tym temacie! Książka Pawła Piliszko mogłaby być doskonałym przewodnikiem po tym miejscu, więc jeśli kiedykolwiek się wybiorę - jedzie ze mną (oczywiście książka, nie Pan Paweł :D). A jeśli nie pojadę, to już teraz czuję, jakbym poznała liczne grono kuracjuszy i właśnie wróciła z Sanatorii po zdrowotno-relaksującym turnusie. Was też gorąco zachęcam, bo naprawdę warto!! 

Czujesz się przygnębiony, wypalony i szukasz czegoś specjalnego? No to mam dla Ciebie doskonałe antidotum, które sprawi, że powrócisz do życia z podwójną energią i mocą! 

"Przepraszam...bo ja pierwszy raz" aż skrzy się od iskierek dobrego humoru i wnikliwych obserwacji. Z tego powstają najczęściej mocne i szczere salwy śmiechu, a jeśli Twój przypadek zmęczenia jest faktycznie ciężki, to i tak uśmiechniesz się mimowolnie, choć na początek delikatniej. Ta książka rozbroi Cię rozdział, po rozdziale i na koniec naprawdę poczujesz ten niezwykły luz i relaks jak po prawdziwym pobycie w miejscu o dobrej energii. Jest kwintesencją naszych polskich realiów i nie da się jej inaczej odebrać. Piję tutaj (nomen omen z pijalni wód zdrojowych) zwłaszcza do pokolenia średniego, jeszcze czytającego książki, bo Ci najmłodsi mogą nie "poczuć bluesa" z uwagi na brak zainteresowania problemami klasycznych Sanatorian no i pokoleniową przepaść.

Bohater powieści - Paweł jest w średnim wieku, a jak na sanatorium to "młodziutki, jeszcze przed pięćdziesiątką" ;), spędza tam swój pierwszy w życiu turnus. Licząc na poprawę zdrowia i ogólnego samopoczucia, poznaje dzień po dniu i krok po kroku zwyczaje, zasady oraz wieloletnie tradycje sanatoryjnego życia. Jest tutaj, niczym na innej planecie, a jej mieszkańcy - Sanatorianie mają specyficzne profile osobowości. I nie zmienia tego nawet fakt, że zjeżdżają się z różnych zakątków kraju, bo na planecie Sanatoria zaczyna się zupełnie inne życie, nowy język i codzienność, którą nie tak łatwo ogarnąć debiutantom.

Rewelacyjne poczucie humoru autora pozwoli na prawdziwą odskocznię od tego, co dookoła. Wchodzimy razem z nim do budynku sanatorium i spędzamy 287 stron w różnych stanach emocjonalnych, począwszy od zadziwienia i zaskoczenia, poprzez niemały szok dotyczący zmiennych możliwości psycho-fizycznych Sanatorian w zależności od sytuacji. Zaobserwujemy również szczególne umiejętności organizatorów wypoczynku, polegające na wydobywaniu najgłębiej umieszczonych zaskórniaków z kieszeni klientów. Ceny zabiegów, pamiątki, przydasie i inne ważne rzeczy do kupienia, a także wszechobecna reklama i marketing, nawet podczas tak zwanych wycieczek historycznych - to wszystko drenuje portfele Sanatorian, ale oczywiście nie bez ich chęci własnych i czynnego udziału. Paweł obserwuje to wszystko nieco z dystansu, przynajmniej tak mu się wydaje, ale w dniu, kiedy odwiedza go własna małżonka, sam staje w prawdzie. Jednak stał się Sanatorianinem!!!

Wspaniała książka, która - przepraszam za kolokwializm - rozwala system! Poprawia nastrój i świetnie się ją czyta. Nie wiem, jak innym, ale mnie bardzo podobają się ilustracje. W obyczajówkach nie pojawiają się zbyt często, a tutaj są w punkt. Poczucie humoru Pawła Piliszko jest mi bliskie, więc naprawdę doskonale się zrelaksowałam, czytając liczne opisy sytuacyjne jak i stanów emocjonalnych. Stosowane nazewnictwo typu Pani Mrożąca, Pan Sweterek itp, skróty myślowe, a czasem i mocniejsze wyrażenia podbijają odczucia, dodając im głębi. 

A tak zupełnie przy okazji ;), dzięki książce poznacie sporo szczegółów z codzienności w sanatorium, co przełoży się na świadomość, jeśli kiedykolwiek ktoś z Was wybierze się tam po raz pierwszy. Co zabrać ze sobą? Jak się ubrać i przygotować na masaże i zdrowotne kąpiele? Jak korzystać z kraników w pijalni wód i czy na pewno ze wszystkich? Czego potrzebujemy do kriokomory? Jak wyglądają poszczególne zabiegi - tak od strony pacjenta - i czego się po nich spodziewać? W jaki sposób zorganizować sobie codzienność w sanatorium, zarówno jeśli chodzi o pokój i współmieszkańców, jak i swój wolny czas. Ja, czytając tę książkę, zdałam sobie sprawę z tego, że wciąż zapominam o piciu wody, bo w domu zdrojowym to obowiązkowy rytuał, a na sanatoryjnej rozpisce wręcz bezwzględnie wymagany. 

Podsumowując, żeby nie było tak idealnie, przyznam, że początkowo trochę zniechęcił mnie zbyt drobiazgowy opis jakiejś sceny, ale im dalej w las, tym było lepiej. Po kilku stronach, załapałam, że te wszystkie szczegóły zapewniają właśnie te wyjątkowe wrażenia, jakbyśmy byli osobiście w Sanatorii i przeżywali wszystkie chwile. Koniec końców, żal mi było stamtąd wyjeżdżać. :)

Wszystkim czytelnikom proponuję stworzenie małego rankingu najlepszych scen z książki. Jak dla mnie na podium mogłyby znaleźć się:

  • opis wspólnego zabiegu w komorze do krioterapii 
  • pingwiny - złodzieje, czyli jumanie wody z pijalni, no i bezcenna informacja na temat bezpiecznej obsługi kraników!
  • potańcówki seniorów, którzy w dzień ledwie suną nogami w kapciach, a wieczorem na parkiecie są niczym myszoskoczki :D - oczywiście autor wyraził to znacznie ciekawiej i dosadniej, zwłaszcza kiedy pierwszy raz usłyszał dochodzące z sali "łup-łup"...

Czekam z niecierpliwością na kontynuację przygód Pawła.

Wiem, że książka została wydana prywatnie - przez samego autora i niech się schowają światowe "bestsellery" znanych wydawnictw. To właśnie w "Przepraszam...bo ja pierwszy raz" jest cała polska rzeczywistość, którą tylko my, mieszkańcy naszego kraju zrozumiemy i śmiać się możemy, ile dusza zapragnie, niczym na kultowych komediach Stanisława Barei. Ode mnie - ta powieść otrzymuje "złoty przycisk" - od razu do finału!! :)

Niekoniecznie/ Warto dać szansę / Polecam/ Polecam jak najbardziej

Tytuł: Przepraszam, bo ja pierwszy raz...

Autor: Paweł Piliszko

Liczba stron: 287

Oprawa miękka

Komentarze