Białe kwiaty czarnego bzu

 

Lubicie historie prawdziwe i bez upiększania? Jeśli tak, to ta książka na pewno przypadnie Wam do gustu. U starszych czytelników być może wzbudzi wspomnienia swoje lub swoich bliskich, a dla młodszych będzie bardziej rodzajem kroniki czasów dziwnych, a chwilami może ocierających się o abstrakcję, ale niestety tak właśnie było. Niektóre sytuacje mogą się nawet wydawać kompletnie nierealne, ale znam osoby, które mogą to w stu procentach potwierdzić. Tak naprawdę było...

🎥

Akcja tej powieści toczy się w stolicy Austrii, która jeszcze trzy-cztery dekady temu była ziemią obiecaną dla Polaków - emigrantów zarobkowych. Wiedeń oddalony od naszych granic o zaledwie pięćset kilometrów dla mieszkańców południowej Polski jest geograficznie niemal tak samo bliski jak Warszawa. Ponadto przez wiele lat nasz system edukacji wymagał od uczniów przyswajania języka niemieckiego, co pozwalało w jakiś sposób szybciej ogarnąć rzeczywistość. Choć nie zawsze, bo jak widzimy na przykładzie bohaterek tej powieści, bywało, iż tak zwani "gastarbeiterzy" z Polski byli ściągani do pracy przez znajomych, krewnych czy pseudo-firmy pośredniczące i wcale nie posługiwali się biegle językiem niemieckim. Niemniej w Wiedniu powstawały całe sieci polskich pracowników. Niestety mam na myśli bardziej porównanie z siecią pajęczą, niż taką, w której naprawdę można liczyć na zarobek.

Z taką rzeczywistością zderzyły się trzy bohaterki - Alicja, Ewa i Grażyna. Każda z nich ma swoją historię sprzed emigracji, a i później również trafiają w rozmaite miejsca. To, że te historie naprawdę mogły się wydarzyć jest bardzo prawdopodobne, bo z pewnych źródeł wiem, że nawet używane nazwy wiedeńskich ulic czy opisywane okoliczności zamieszkiwania w Wiedniu zgadzają się z realiami sprzed lat. Prawdziwe są sklepy sieci Billa, gdzie było tanio i Polacy najczęściej robili zakupy. Tam naprawdę istniała kamienica przy Alser Strasse, wynajmowana głównie przez Polaków, gdzie w dwóch pokojach mieszkało kilkanaście osób. To prawda, że w niektórych takich mieszkaniach wcale nie było łazienek, a żeby się umyć korzystano z misek, niczym na polskiej wsi sprzed wielu lat. A wydawało by się, że mówimy o stolicy cywilizowanego, rozwiniętego państwa w centrum Europy!

Niestety prawdą jest również to, jak Polak potrafił wykorzystać nieświadomość i brak orientacji za granicą swojego rodaka. Wszystko to składa się na historie często tragikomiczne, ale i bywa, ze dramatyczne. W tej powieści zobaczymy wszystko od środka, bo każda z bohaterek jest inna i przyjmuje też odmienne metody na radzenie sobie z przeciwnościami losu, na które napotykają co rusz na obcej ziemi. Począwszy od samej podróży i przejazdu przez granice, aż po sposób zarobkowania nie tylko u rodowitych Austriaków, ale i innych nacji, które wcześniej osiadły w Wiedniu i stworzyły mniejsze czy większe "biznesy".

Podczas czytania miałam czasem wrażenie, że gubię się w wątkach Grażyny, Ewy i Alicji. Być może trafiłam na swój zły dzień, ale nie były dla mnie to tak bardzo wyraziste postacie, żeby od razu wczuwać się w ich sytuacje. Oczywiście jest to moje subiektywne wrażenie, co nie przeszkadzało w poznaniu ich - niejednokrotnie niesamowitych - historii. Bardziej lub mniej ambitnie podchodziły do swojego życia, więc i skutki są adekwatne do działań. Czy można wegetować u kogoś w mieszkaniu, nawet rzadko z niego wychodząc i jakoś żyć? Tak, choć sposób "zarabiania" na takie życie jest mocno kontrowersyjny. Czy da się porozumieć mimo braku znajomości języka? Owszem, ale można czasem się pogubić, a nawet trafić w niebezpieczne otoczenie. No i słów kilka o ludziach, którzy wyjeżdżali "za chlebem".

Tutaj wszyscy - inteligenci z dyplomami, robotnicy, niewykształcone pomoce domowe - zostali sprowadzeni do jednego mianownika, "gastarbeiterzy", zdani na łaskę i niełaskę takich pośredników jak Krzysztof i Danuta.

Tak autorka podsumowuje ten czas, w którym ci "sprytniejsi i bardziej zaradni" próbowali teoretycznie pomagać innym, a w praktyce bywało różnie. Oczywiście nic za darmo...

Zapraszam na podróż w czasie i przestrzeni do Wiednia lat 80-tych XX wieku, gdzie działo się wiele i było zupełnie inaczej, niż w Polsce, a jak się okazuje, również inaczej, niż opowiadali niektórzy powracający stamtąd "gastarbeiterzy". Być może chcieli ukryć porażki i cały ten nieciekawy świat, do jakiego trafili. A jeśli kiedyś opowiadali, to przeważnie były to właśnie takie historie, jak te o "Białych kwiatach czarnego bzu"...

PS: zakończenie - co najmniej zaskakujące - w każdym razie nie pamiętam książki, która kończyła by się takim akcentem, ale pewnie za mało czytam ;)))

Niekoniecznie/ Warto dać szansę / Polecam/ Polecam jak najbardziej

Tytuł:  Białe kwiaty czarnego bzu

Autor: Beata Znojkowa

Wydawnictwo: Novae Res

Liczba stron: 382

Oprawa miękka

Komentarze