Greckość to coś, co wyróżnia i wcale nie oznacza tego, że mamy do czynienia z mieszkańcem czy osobą pochodzącą z Grecji. Autor nazywa ją ogrodem wzruszeń pełnym idealnych proporcji, harmonii i światła, ale też ekspresji wolności, namiętności i radości. Kto był choć raz w tym kraju, wie o czym mowa. W tej publikacji znajdziecie różne wątki, które tworzą istny kalejdoskop wydarzeń i impresji. To nie tylko emocje, ale i tradycje, zwyczaje czy humorystyczne epizody.
Język grecki jest niezwykły. Na pewno niełatwy, ale też wypełniony słowami, na bazie których powstało wiele wyrażeń, stosowanych w odległych krajach i zupełnie innych językach. Tutaj przypomina mi się jeden z bohaterów popularnego filmu "Moje wielkie greckie wesele", który był greckim imigrantem i z sentymentem zawsze podkreślał, że greka jest matką wszystkich innych języków. Kazał sobie podawać jakiekolwiek współczesne słowo i odnajdywał jego etymologiczne pochodzenie właśnie w języku greckim. I ja również idąc za tym przykładem, odnajdywałam w tekście takie skojarzenia. "Glikia mou, Kardia mou" pisze jeden z bohaterów w nagłówku listu do ukochanej, a ja odczytałam "glikia" (słodka) jako analogię medycznego sformułowania - glikemii, podobnie jak "kardia" kojarzone z kardiologią.
Grecja była pod okupacją turecką i wenecką, co jeszcze do dzisiaj widać zarówno w architekturze jak i zwyczajach mieszkańców. Istnieje coś takiego jak kefi odnoszące się do iście greckiej radości życia i wewnętrznej iskry, która ją wyzwala. Sztuka życia to umieć się bawić, a grecki taniec Zorby wydaje się być tego kwintesencją i symbolem.
W tej książce coś dla siebie odnajdą miłośnicy opowieści obyczajowych, z wątkami odnoszącymi się do kultury greckiej. Są też rozdziały w formie listów. A mnie - tak jak wspomniałam na wstępie - ujęły może i dla kogoś zwyczajne i banalne, ale dla mnie ulubione w formie opowiastki reportażujące. Odnalazłam tutaj nie tylko wyśmienitą rozrywkę, ale i angażujące treści opisujące Grecję z lotu ptaka i nie tylko. Porównanie terenu do kłącza imbiru i pokruszonych krakersów podbiło mnie absolutnie, a wisienką na torcie było lądowanie na Korfu, którym dane było mi zachwycić się osobiście. Kiedy dowiaduję się z takich publikacji ciekawostek o kraju pozornie znanym, a jednak jeszcze nie do końca odkrytym, aż chce się od razu zaplanować podróż w takie miejsca. Trzy czwarte niezamieszkałego terytorium po prostu kusi. Malownicze miasteczka bez dróg, ze spiętrzonymi budynkami na zboczach zaciekawiają. Przyroda, jedzenie, wszechobecne słońce Hellady i historia, obecna na każdym kroku zaprasza, mimo tego, że niektórzy narzekają na równie często widywany bałagan, chaos i niedogodności codziennego życia na terenie wyspiarskiej czy lądowej Grecji.
Czy warto unieść się na tej greckiej fali? Myślę, że tak, choć nie obiecuję, że non stop odczujecie równomierne zainteresowanie tematem i życiem bohaterów. Ja w pierwszej połowie książki nie potrafiłam nawet dobrze się skoncentrować - to nie była moja bajka. Jednak nawet dla paru chwil zaciekawienia i odkrywania Grecji, polecam spróbować. W każdym razie - ja nie żałuję.
Niekoniecznie/ Warto dać szansę / Polecam/ Polecam jak najbardziej
Tytuł: Na greckiej fali
Autor: Zygmunt Barczyk
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 248
Oprawa miękka
Komentarze
Prześlij komentarz